Nieosiągalny Wschód by Imahir | World Anvil Manuscripts | World Anvil

Remove these ads. Join the Worldbuilders Guild
Following

Table of Contents

Przechardzka po Immilmarze Pewnej nocy w Tashuncie Mulsantirskie porządki

Forgotten Realms - Utracone Historie
Ongoing 1317 Words

Mulsantirskie porządki

118 0 0

Mulsantir jest specyficzny jak na standardy Rashemenu. Jego solidne, kamienne mury i potężne, dębowe bramy niczym się nie różnią od typowej architektury Rashemaarów. Proste, jednopoziomowe domy, które stanowią ogromną większość zabudowy miasta, także nie rzucają się w oczy na tle zabudowy mieszkalnej w tym kraju. Port miejski, przy którym cumuje co najwyżej kilka Wiedźmich Łodzi i para promów przewożących karawany na drugą stronę jeziora Mulsantir także nie robi na nikim wrażenia. Nawet miejscowe atrakcje, jak tawerna Łajba oraz Teatr Welon, mimo że unikalne, nie są tym, co czyni Mulsantir tak wyjątkowym. Prawdziwym, niezmiennym od dekad i nieobecnym nawet w Immilmarze atrybutem tego miasta różnorodność istot, które przez nie przechodzą.

Jako pierwsze większe miasto w Faerunie od czasu opuszczenia Ziem Hordy i ostatni przystanek na Złotej Drodze przed dotarcie do Thesk, Mulsantir stał się ulubionym (i wymuszonym) punktem postoju dla wielu kupców. Szczególnie zaś w okresie wiosennym, gdy zimowy lód nie jest na tyle wytrzymały, by podtrzymać konną przeprawę po powierzchni jeziora, ale na tyle solidny, by uniemożliwić promom podróż na drugi brzeg. To właśnie w tych miesiącach życie w Mulsantirze rozkwita. Kupcy z Kara-Tur, Mulhorandzcy handlarze, lokalni myśliwy i rzemieślnicy, Damaranie z Chłodnych Ziem, półefly z Aglarond - wszyscy spotykają się na wspólnych biesiadach w Łajbie, występach w Welonie bądź na miejscowym rynku. Pod czujnym okiem Shevy Białe Pióro, Mulsantir uchodził za najbardziej różnorodny i, de facto, przyjazny obcym punkt w całym Rashemenie.

Tym bardziej dla wielu kupców, którzy od lat, jeśli nie dekad, regularnie zatrzymują się za bezpiecznymi miejskimi murami, zaskoczeniem były zmiany, które zastali w mieście. Jednym z nich był wiozący na swym wozie zakupione na lokanym rynku futra bestii, rzemieślnicze wyroby i kilka antałków ognistego wina, mężczyzna o półelfiej krwi. Jego czarne włosy z roku na rok stają się coraz bardziej oprószone siwizną, co roku powtarza sobie, że to jego ostatnia podróż, nim sprzeda swój dobytek by móc dożyć starości na słodkich owocach swojej wielodekadowej pracy.

Pogrążony w marzeniach, dopiero po kilku chwilach zdał sobie sprawę, że w Łajbie zapanowała grobowa cisza. Rozejrzawszy się po sali, dostrzegł drobną, młodą kobietę w zdobionej masce w towarzystwie dwóch rosłych i groźnie wyglądających berserkerów. Kupiec przełknął głośno ślinę i uniósł rękę, gdy zdał sobie sprawę, że to właśnie on jest poszukiwany. Wiedźma domagała się ujawnienia właściciela wozu, który rozpoznał jako swój. Półelf musiał sam sobie przypomnieć, że nie złamał żadnego z praw, by uspokoić kołatanie serca. Zgłosił się i potulnie ruszył za hathraną, która doprowadziła na miejsce postojowe jego dobytku. Jeszcze raz upewniwszy się, że to on jest jego właścicielem, skinęła głową i zamilkła, ignorując wszelkie pytania kupca przez następne kilkadziesiąć uderzeń serca.

Po tym czasie, który ciągnął się dla niego niczym stara wołowina w zębach, berserkerzy jak i obecne hathrana również stali się dużo bardziej spięci. Kupiec zdał sobie sprawę z powodu owego zachowania, gdy kobieta się odezwała:

- Othlor Kazimiko. - rzekła do kobiety, która wyrosła za kupcem jak spod ziemi. Wysoka i smukła, jak na Rashemitkę, mimo niemalże nieistniejącej różnicy wzrostu miedzy półelfem a sobą, zdawała się górować nad nim w każdym aspekcie.

- Złamałeś prawo Rashemenu, kupcze. - odezwała się stalowym, zimnym i pozbawionym jakichkolwiek emocji głosem, spoglądając na niego zza swojej wilczej maski. - Za twoje przewiny może grozić ci śmierć.

Gdy tylko próbował zaprotestować, czy raczej, zebrać się w sobie na tyle by móc sklecić spójne i zrozumiałe słowo, kobieta jednym ruchem ręki odsłoniła składowane na jego wozie futra i oczom piątki zebranych ukazał się stos biżuterii, zdobionych masek, drobnych dzieł lokalnego rzemiosła.

- Pani Wychlaran, to nieporozumienie. Nie mogłem złamać, żadnego prawa, wszystkie moje towary są...

- Kradzione? - przerwała mu kobieta, co sprawiło, że z twarzy półelfa odpłynęła cała krew. - Zdaję sobie z tego sprawę. - nawet nie podeszła bliżej, by przyjrzeć się umieszczonym na wozie ozdobom, cały czas wpatrując się w coraz bledszego kupca.

- Nigdy! Klnę się na honor swój, Shaundakula, Waukeen i wszystkich innych bogów! - ten okrzyk wywołał wyraźne pomruki niezadowolenia wśród berserkerów, Hathrany dużo lepiej panowały nad swoimi emocjami. Kupiec zdaje się, że zrozumiał swoje niefortunne słowa, bo zaraz odchrzaknął i podjął dalej, z całych sił starając się zachować spokój w głosie i stłumić narastający lęk. - To znaczy... Zakupiłem te towary na targu, Othlor Czarna Wilczyco. Nikogo nie okradłem, ani nie kazałem nikogo okradać.

- Niemniej, twoje towary są skradzione, kupcze. - mimo, że wiedźma nie poruszyła się z miejsca, miał wrażenie, że nachyliła się nad nim. Czuł się niczym dziecko, które zostało przyłapane na niecnym uczynku przez srogą opiekunkę. - Zakupiłeś je i zapewne miałeś intencje wywieźć je z naszego kraju, by móc je sprzedać. Zdaje się, że powinieneś znać ten koncept, w końcu przybył do Rashemenu z twoim rodzajem. - zamilkła na kilka uderzeń serca, jakby czekała na jego odpowiedź, ale nie uzyskawszy jej, podjęła dalej. - Przemyt. Kontrabanda.

- Błagam, wychlaran, to abs... - momentalnie ugryzł się w język i zaraz podjął ponownie. - Powiedzcie, co mogę zrobić by zadośćuczynić Rashemenowi moją nieuważność. - spojrzał błagalnie na othlor, składając przed nią ręce w błagalnym geście.

- Nakazuję ci ujawnić, który kupiec sprzedał ci wskazane towary, zwrócić je na ręce wychlaran i w przyszłości wykazywać się większą dbałością o to, z kim prowadzisz swoje targi. - rzekła Kazimika nieco głośniejszym, oficjalnym tonem, nie odrywając wzroku od kupca.

- Oczywiście, othlor, uczynię to wszystko z chęcią! Ale czy mogę liczyć na rekompensatę? - postąpił krok do przodu w stronę kobiety i rozpostarł ramiona w bezradnym geście. - Wydałem znaczną część swoich zasobów, by zakupić wasze wspaniałe pamiątki, bez nich będę... - przerwał, gdy dostrzegł, że Kazimika oderwała od niego wzrok, spoglądając gdzieś za jego plecy. Jego kolana zaczęły się trząść, włosy na karku stanęłu mu dęba, gdy usłyszał warkot nie jednego, ale trzech wilków, które zmaterializowały się za jego plecami i zaczęły powoli zbliżać się w jego stronę. - Wybaczcie, othlor, oczywiście... Poddaję się waszemu osądowi w pełni, bezzwłocznie i bez słowa sprzeciwu. - podjął starając się ukryć przed zebranymi swoje szczękające z przerażenia zęby.

- Katyo, zajmij się tym. - odrzekła Kazimika i wykonała delikatny skłon głową w stronę widmowych wilków, które rozpłynęły się równie szybko, jak się pojawiły. Nie poświęcając więcej uwagi kupcowi, odeszła skąpanym w wieczornym mroku uliczkom Mulsantiru.

Kupiec został sam z drugą hathraną i milczącymi berserkerami. Posłusznie wykonując polecenia i składając relacje ze swojego zakupu, popierając je swym dziennikiem wskazującym co i od kogo kupił, nie mógł przestać myśleć o jednej rzeczy. Tym razem, definitywnie, to była jego ostatnia podróż do Mulsantiru.

 

Please Login in order to comment!